Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 31 marca 2016

Marcowe zakupy

Nadal staram się uskuteczniać projekt "zmniejszanie zapasów" i idzie mi chyba całkiem nieźle :) Ale tak całkiem bez zakupów to jednak byłoby ciężko... W marcu w moje ręce trafiło kilka rzeczy, ale nie mam z tego powodu wielkich wyrzutów sumienia :)


Jakoś na początku miesiąca trafiłam do Hebe:


Poszłam tam, żeby kupić kolejny suchy szampon Batiste - były akurat w promocji, a ja staram się zawsze mieć jakiś w zanadrzu. Zdecydowałam się po raz kolejny przetestować wersję, której wcześniej nie miałam; trafiło się "strength & shine". Przy okazji w moim koszyku wylądowała maseczka algowa z Nacomi - przeczytałam o niej na blogu Aliny Rose i postanowiłam sprawdzić na własnym czole jej działanie :) Nie jest źle, choć efekt nie jest aż tak widoczny jak u Aliny (ale z drugiej strony moje bruzdy są dużo głębsze niż u niej). Dorzuciłam też plasterki oczyszczające Cettua - naprawdę całkiem nieźle radzą sobie z wągrami, choć wszystkich nie udało mi się usunąć.

Kolejny zakup pochodzi z Allegro:


Jak mogłyście zobaczyć w ostatnim poście - serum Magiclash nic nie zrobiło z moimi rzęsami. Dlatego postanowiłam wrócić do sprawdzonego już przeze mnie Long4Lashes. Wyliczyłam sobie, że do wakacji powinnam znów mieć prawdziwe firanki rzęs :) Zdecydowałam się na zakup na Allegro z uwagi na cenę - razem z przesyłką zapłaciłam 52 zł, a kupowałam w aptece, więc źródło w miarę bezpieczne :)

Kilka dni temu skusiła mnie jeszcze promocja w Skin79:


Obie maski są w płatach, zdecydowałam się na wersję ze śluzem ślimaka i drugą, z jadem węża (a w zasadzie z neuropeptydem naśladującym działanie jadu węża). Obie maski mają obecnie cenę obniżoną do 19,90 zł (standardowo kosztują 25 zł), a do tego druga maska jest gratis. Skin79 dodatkowo dorzuciło jeszcze kilka próbek :)

A na koniec jeszcze porcja chińszczyzny, której już dość dawno nie było (oczywiście mowa o zakupach na Aliexpress):


Za zestaw 50 sztuk kolorowych naklejek 3D zapłaciłam 2,66 $ (11,27 zł). Na szczęście nie są zbyt grube, ale oczywiście żeby dobrze się trzymały muszę je pokryć podwójną warstwą topu (nadal noszę hybrydy). Jeśli chodzi o wzorki to są to w zasadzie same kwiatuszki, listki i motylki. Kolejny zestaw 50 szt. naklejek, tym razem wodnych, kosztował mnie 2,47 $ (10,47 zł). Każdy wzór jest inny - kwiatki, piórka, motylki, motywy z bajek; do wyboru, do koloru. Wcześniej zamawiałam już naklejki wodne z Ali, płaciłam za sztukę chyba 0,10 $. W tym wypadku nie miałam wpływu na wybór wzorów, ale cenowo wyszło korzystniej. Ostatnie są płytki do stempli - cena za sztukę to 0,29 $ (1,23 zł). Ze swojej strony mogę Wam serdecznie polecić te płytki z serii "hehe" - świetnie się odbijają i nie rysują. Mam też kupione wcześniej płytki z numerami seryjnymi "JQ-..." i te nie są już takie fajne.

Po raz kolejny uważam, że nie poszalałam za bardzo z zakupami (na szczęście), a w kwietniu też nie planuję żadnych szaleństw. Pewnie skuszę się na coś w rossmannowskiej promocji -49%, ale nie wiem jeszcze co konkretnie kupię.

A jak tam Wasze marcowe nowości?

wtorek, 29 marca 2016

MAGICLASH - serum do rzęs (efekt po 4 miesiącach)

Pamiętacie mnie jeszcze? To ja, Monga. Wiem, wiem, nie było mnie prawie miesiąc. Na swoim blogu i na Waszych. Jest mi wstyd i obiecuję się poprawić. Miałam ostatnio dość ciężki okres w pracy, musiałam wiele rzeczy kończyć w domu i najzwyczajniej w świecie nie wystarczało mi czasu na nic innego. Do kolejnego posta przymierzałam się chyba z dziesięć razy i ciągle kończyło się niepowodzeniem albo totalnym brakiem weny. W Wielką Sobotę miałam wrzucić post z przepisem na sernik, ale też nie wyszło (za to zdjęcia zrobiłam!). Dzisiaj w zasadzie miałam wrzucić inną recenzję niż będzie, ale chyba na ten produkt mam więcej weny :) Serum, o którym dzisiaj chcę Wam napisać znalazłam w jednym z Shinyboxów i po przetestowaniu Long4Lashes miałam wobec niego spore oczekiwania.


Jest to jedna z najbardziej skutecznych i bezpiecznych odżywek stymulujących wzrost rzęs i brwi na świecie. Efekty bezpieczeństwo udowodnione wielokrotnymi badaniami klinicznymi. Synergicznie dobrane składniki gwarantują skuteczną odbudowę i upiększenie rzęs już po krótkiej, ale regularnej aplikacji. Preparat bazuje  wyłącznie na naturalnych, biologicznych składnikach i biotechnologicznym kwasie hialuronowym. Można stosować także po chemoterapii. Odżywka sprawia, że rzęsy stają się spektakularnie dłuższe, grubsze, mocniejsze i piękniejsze w wyjątkowo krótkim czasie.
Stosować codziennie najlepiej na noc. O ile możliwe aplikować 2-3 razy dziennie. Przy systematycznym stosowaniu efekty widoczne po 7-10 dniach.Po osiągnięciu oczekiwanego rezultatu ca. 4-5 tygodni stosować pielęgnacyjnie dwa razy w tygodniu.



Stacjonarnie tego serum nigdzie nie spotkałam. Jeśli zaś chodzi o jego cenę to w różnych miejscach w sieci waha się ona od 39,00 do 150,00 zł.

Serum dostajemy zapakowane w kartonik. Samo zaś jego opakowanie jest metalowe, z wyglądu przypomina tusz do rzęs, ale końcówkę do aplikacji ma taką jak eyelinery. Jest na tyle gęste, że nie spływa z rzęs, nie ma żadnego zapachu.


Serum zaczęłam używać w listopadzie, specjalnie zrobiłam sobie około miesięczną przerwę po Long4Lashes, żeby moje rzęsy wróciły do stanu "wyjściowego" - bez tego porównanie nie byłoby do końca miarodajne. Używałam go codziennie wieczorem, a w dni wolne od pracy aplikowałam też dodatkowo w ciągu dnia. Producent zapewnia, że przy regularnym stosowaniu efekt widać już po 7-10 dniach. A jak to wyglądało u mnie?


Widzicie tą kolosalną różnicę w długości rzęs? Kurczę, wiem że zdjęcia są dość kiepskie, ale coś tam przecież na nich widać. No ale niech będzie inne ujęcie:


A teraz widzicie? Jak to, dalej nic? Spróbujemy na kolejnym zdjęciu:


Teraz już musicie dostrzegać te firanki, którymi mogłam wachlować otoczenie! No jak to nie widzicie? To może na pomalowanych rzęsach (jedna warstwa)?


Dalej tego nie widzicie? No dobra, nie będę Was katować - ja też nie widzę różnicy! Żadnej! Żeby nie było niedomówień - między zdjęciami "przed" i zdjęciami "po" są 4 (cztery!) miesiące różnicy. Cztery miesiące systematycznego używania. Codziennie. Czasem dwa razy dziennie. I nic. Zero. Null. Nada. Nothing. (Czemu wszystkie "nice" są na "n"?☺)

Z pozytywów mogę napisać, że serum rzeczywiście nie podrażnia i nie uczula. I jest wydajne - po tych czterech miesiącach jeszcze mi się nie skończyło. Ale co mi po wydajności jak efektów nie ma żadnych? Wyrzucam je i zaczynam kolejną kurację Long4Lashes, żeby na wakacje mieć piękne rzęsy :)

Znacie to serum? A może go używałyście? Jaki był u Was efekt?

wtorek, 1 marca 2016

Denko lutowe

Styczniowe zużywanie poszło mi nad wyraz dobrze, czy to samo udało mi się w lutym? Nie da się ukryć, moje zapasy zmalały, ale ciągle kosmetyków mam sporo. Na szczęście chyba rezygnacja z boxów kosmetycznych działa na moją korzyść :) Zapraszam na przegląd zużyć z lutego - miesiąc niby najkrótszy, ale denko całkiem pokaźne :)


W denku tradycyjnie znalazły się zarówno produkty które kupię i chętnie do nich wrócę, takie których nie kupię z różnych względów oraz takie co do których nie jestem do końca zdecydowana.


1 - BALEA - żel pod prysznic
Moja pierwsza Balea, którą mam dzięki Angelice. Żel pienił się bardzo dobrze - co lubię, nie wysuszał - co też jest dla mnie ważne. Zapach jednak jakoś nie do końca mi pasował - niby taki słodko owocowy, ale jednak coś mi nie zagrało.

2 - ISANA - mydło w płynie
Miało piękny zapach i nie wysuszało skóry - to najważniejsze. Za to do mycia pędzli nadawało się średnio, problem był zwłaszcza z tymi ubrudzonymi podkładem czy korektorem. Ale do mycia pędzli przecież mogę używać innego, a to ze względu na zapach pewnie jeszcze kiedyś kupię.

3 - JOANNA - peeling myjący
Bardzo lubię te malutkie peelingi. Mają świetne zapachy, a do tego całkiem nieźle zdzierają (jak na żele peelingujące). Najczęściej zabieram je na wyjazdy, ale w domu też ich używam. Pomarańczowy jest jednym z moich ulubionych zapachów.

4 - DOVE - kremowa kostka myjąca
Zapach pudrowy, taki klasyczny Dove. To była akurat wersja z drobinkami peelingującymi, ale nie czarujmy się - za dużo to te drobinki nie robiły :) Mydła w kostkach to nadal nie są moje ulubione myjadła (pisałam o nich tutaj) i raczej sama z siebie ich nie kupię, ale jak skądś dostanę to rozpaczać nie będę :)

5 - KA-HA - peeling do ciała
Cudowny peeling od Mineralnej Kasi. Rany, jak on pachniał! Kasia twierdzi, że to granat (a kolor chyba dla niepoznaki był zielony) :) Bardzo dobrze zdzierał, natłuszczał skórę, pozostawiał ją miękką i pachnącą. Z chęcią przygarnę jeszcze kiedyś to cudo :)


6 - INTIMEA - żel do higieny intymnej
Duży, tani, łatwo dostępny (ach, te wszechobecne Biedronki ☺). Dobrze się pienił i - co najważniejsze - nie podrażniał. Wiem że są też inne wersje, więc pewnie następnym razem wypróbuję którąś z nich.

7 - REXONA - antyperspirant
Przyjemny, świeży, pudrowo-kremowy zapach. Do tego dość szybko się wchłaniał, nie brudził ubrań i całkiem nieźle redukował pocenie. Nie wiem czy poradziłby sobie u mnie w okresie letnim, ale jestem nastawiona pozytywnie i pewnie to sprawdzę :)

8 - THE SECRET SOAP STORE - krem do rąk
Świetny zapach - limonka i mięta, ale mięta taka zielona, prosto z krzaczka. Niestety bardzo mi przeszkadzała metalowa niepraktyczna tubka, zbyt mała zakrętka i bardzo wolne wchłanianie. Samo działanie kremu było fajne, ale stosowałam go raczej na noc, czasem w formie maski, grubszą warstwą. Tak normalnie do pracy się nie nadawał, bo był zbyt treściwy i zbyt tłusty, a do torebki też nie bardzo, bo był niewygodny w obsłudze. Do tego cena... chyba około 40 zł.


9 - TIMOTEI - odżywka do włosów
To nie pierwsze opakowanie tej odżywki i na pewno nie ostatnie. Moje włosy są po niej miękkie, gładkie, pachnące i nabierają ładnych złotawych refleksów. O całej serii tych kosmetyków pisałam w tym poście.

10, 11 - L'OCCITANE - szampon i odżywka
Te miniatury znalazłam w jednym z Shinyboxów, były idealne na wyjazd. Miały bardzo przyjemny cytrusowy zapach (werbena), który utrzymywał się we włosach jeszcze przez kilka godzin po umyciu. Włosy były gładkie, błyszczące i zupełnie się plątały. To ostatnie przetestowałam w warunkach ekstremalnych, bo okazało się że na ostatnie szkolenie nie zabrałam szczotki do włosów (brawo ja!). Okazało się, że jakoś się bez niej obyłam przez te trzy dni :) Chętnie bym je jeszcze kupiła (zwłaszcza szampon, który był bardzo wydajny), ale cena mnie trochę zniechęca (około 60 zł za 250 ml).


12 - APIS - mgiełka
Żałuję, że nie zaczęłam jej używać od razu jak ją dostałam, tylko otworzyłam chyba jakoś we wrześniu. Przyjemnie odświeżała twarz, delikatnie ją nawilżała. Na samym początku nosiłam ją w torebce właśnie do odświeżenia i zroszenia czymś twarzy (nie kupuję wody termalnej), ale jak skończyły się upały to używałam jej do spryskiwania maseczek z glinki, a później też do tonizowania twarzy (bo okazało się że jest bardzo wydajna, a należy ją zużyć w ciągu czterech miesięcy od otwarcia). Szkoda tylko że atomizer nie tworzy delikatniejszej mgiełki zamiast tych dość mocno wyczuwalnych kropelek.

13 - NOREL - krem rozjaśniająco-wygładzający z kwasem migdałowym
Ten krem pokazywałam Wam całkiem niedawno w poście z moimi hitami. To było moje pierwsze spotkanie z kwasami. Już po pierwszym tygodniu byłam zachwycona - krem widocznie rozjaśnił moje przebarwienia. Wcześniej żaden krem nie poradził sobie z nimi aż tak dobrze :) Ale żeby nie było tak wesoło to zaczęły mi się pojawiać na twarzy suche skórki, krem nie radził sobie z nawilżaniem (zaznaczam że jestem typowym sucharkiem). Pomyślałam sobie "Buuu... nieudany kosmetyk od Norel :( Szkoda, bo do tej pory wszystkie się sprawdzały." Ale zanim z niego zrezygnowałam to poszłam po radę do wujka Googla - no bo skoro ja jestem taki kwasowy laik to wujek na pewno wie więcej :) No i oczywiście wiedział. Wyczytałam, że przy stosowaniu kremów z kwasami zaleca się jeszcze dodatkowo nakładanie kremów nawilżających. Od tej pory wszystko jest w jak najlepszym porządku: wieczorem po oczyszczeniu twarzy nakładam krem z kwasem migdałowym, a po 15-20 minutach hialuronowy - moja cera wygląda świetnie, jest rozjasniona, ma wyrównany koloryt. Jedyne co nie do końca mi odpowiada w tym kremie to niezbyt przyjemny zapach (ale podobno kosmetyki z kwasem migdałowym tak mają).

14 - NOREL - hialuronowy krem aktywnie nawilżający
To był właśnie mój ratunek po kremie migdałowym :) Ten używałam dwa razy dziennie - rano, na serum, spokojnie można było go używać pod makijaż. No i wieczorem jako dodatkowe nawilżenie po kremie z kwasem migdałowym. Przyjemny, delikatny zapach, szybkie wchłanianie, solidne nawilżenie - moja skóra lubi kosmetyki Norela chyba bez wyjątku :)

15 - YVES ROCHER - krem pod oczy i na powieki
Jego cena regularna to coś ponad sto złotych, ja dostałam go gratis do jakiegoś zamówienia (za to właśnie uwielbiam YR). Całkiem nieźle radził sobie z nawilżaniem okolic oczu, był dość treściwy, ale nadawał się również pod makijaż, bo nakładany cienką warstwą wchłaniał się całkiem dobrze. Jego używanie nie dało może jakichś spektakularnych efektów, ale spisał się na tyle dobrze że jak będzie w jakiejś fajnej promocji to może się na niego skuszę.


16 - YVES ROCHER - pomadka ochronna
Taki sobie przyjemny średniaczek :) Dawała delikatny kolor na ustach, przyjemnie pachniała. Nawilżenie nie było rewelacyjne, co jakiś czas musiałam ponawiać aplikację, ale używało mi się jej całkiem przyjemnie.

17 - EMBRYOLISSE - krem BB
Miniatura o pojemności 5 ml znaleziona w Joyboxie. Bardzo fajnie wyrównywał koloryt skóry, wygładzał ją. Stosowałam go solo albo jako bazę pod podkład (jedna z propozycji producenta). Niestety jego cena to około 120 zł / 30 ml :(

18, 19, 20 - YANKEE CANDLE
Świeczka Rainwashed Berry miała całkiem przyjemny cierpko-słodki zapach. Nieduszący, niedrażniący, taki nieoczywisty, ale fajny :) Spiced Orange to już wosk o świątecznym zapachu, który idealnie wpasował się w mój gust. Był delikatnie cytrusowy, z korzennymi nutami, przy pierwszym paleniu dość intensywny. Casis za to ciągle ciężko mi ocenić - czasem go lubiłam, a czasem najchętniej wywaliłabym go za okno razem z kominkiem :) Niby klimat owocowy, więc ok, nie był za słodki - więc też ok, ale jakoś coś mi czasem nie grało (ehhh te zmienne kobiece nastroje).

Ja zabieram się w takim razie do zbierania kolejnej torby śmieci, trzeba zrobić trochę miejsca na jakieś nowości :) A jak Wasze zużycia, pochwalicie się?