Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

wtorek, 31 maja 2016

Majowe zakupy

Urlop, urlop i po urlopie... :( Wpadłam już w wir pracy, muszę jeszcze trochę nadrobić zaległości na Waszych blogach. A tymczasem na zakończenie burzowego miesiąca przychodzę do Was z postem z moimi majowymi zakupami.

Majowa promocja w Rossmannie zdecydowanie nie sprzyjała minimalizmowi zakupowemu :) Ale z drugiej strony obyło się u mnie bez jakichś większych nieprzemyślanych i niepotrzebnych zakupów. Oprócz promocji -49% musiałam kupić jeszcze kilka rzeczy i tak jakoś się trochę nazbierało.


Podczas rossmannowskiej promocji nie skorzystałam z pierwszej ("twarzowej") części, za to zrobiłam zakupy w drugim i trzecim tygodniu.


Paletka Neutral od Wibo była chyba jednym z najbardziej rozchwytywanych kosmetyków podczas tej promocji :) Ja między innymi przez to zdecydowałam się na zamówienie internetowe, poza tym w moich Rossmannach nie ma wszystkich szaf. Ta paletka kusiła mnie już od jakiegoś czasu, ale szkoda mi było zapłacić za nią cenę regularną, bo podobne odcienie już mam. Za to cena promocyjna była kusząca i mogę się nią już cieszyć. Kredka do oczy Manhattan w odcieniu Moccacino wylądowała w moim wirtualnym koszyku, bo ostatnimi czasy coraz częściej używam kredek :) Mój poprzedni piękny czekoladowy brąz z Sumity się skończył, więc potrzebowałam zamiennika. Eyeliner Celebrities z Eveline jest mi znany, byłam z niego bardzo zadowolona. Jako że mój obecny eyeliner z Wibo się kończy to postanowiłam skorzystać z okazji. Szminki Bourjois z serii Rouge Edition Velvet bardzo polubiłam. Posiadam dwa dość odważne kolory (02 i 05), więc tym razem zdecydowałam się na coś delikatniejszego i wybrałam odcień 07 - Nude-ist. Trafiłam bardzo dobrze, choć przydałby mi się się jeszcze jeden kolor - odrobinę ciemniejszy ale nadal dzienny. Jakieś propozycje? ☺ Cztery lakiery Miss Sporty kupiłam z myślą o stemplach, bo nadal noszę hybrydy. Wyczytałam, że w tej roli spisują się całkiem nieźle, więc postanowiłam kupić kilka wiosennych kolorów.

Później dotarło do mnie niewielkie zamówienie z Avonu.

 
Woda perfumowana Femme urzekła mnie swoim zapachem z kartki katalogu :) W rzeczywistości zapach jest oczywiście nieco inny, ale podoba mi się. Jest świeży, delikatny, idealny na wiosenno-letnie dni.

Później była jeszcze wyprawa do Hebe...


Kupiłam kolejny suchy szampon Batiste i zdecydowałam się na kolejną wersję do wypróbowania - Cherry. Jestem pewna, że działaniem nie będzie odbiegał od pozostałych, które miałam :) Jako że robi się coraz cieplej, to mój obecny antyperspirant z Oriflame nie daje sobie rady, więc postanowiłam sięgnąć po kulkę Rexony. Do tej pory z antyperspisantów tej marki byłam zadowolona, więc pewnie i ten się spisze.

... i znów do Rossmanna :)


Moje mydło w płynie już się kończy, a nie chcę zostać bez niczego :) Zdecydowałam się na rabarbarowe mydło w płynie z Isany. Miałam już mydło tej marki i byłam z niego zadowolona (głównie z zapachu), ale nie radziło sobie z myciem pędzli, więc stawiam że to również sobie nie poradzi. Dlatego specjalnie do pędzli kupiłam sobie mydło Biały Jeleń (poprzednie które miałam spisało się w tej roli świetnie).

Trochę tego jest, choć bywało gorzej :) Nie zbankrutowałam na szczęście, a jedyną zachcianką w sumie była paletka Wibo, cała reszta to zaplanowane zakupy.

A czy Wy bardzo poszalałyście w maju z zakupami? Pochwalcie się co Wam przybyło nowego :)

poniedziałek, 16 maja 2016

Filmowy zakątek #2 - Sitcomy

Brawo ja! Zastanawiam się dlaczego nikt nie ma ochoty komentować posta o serialach, a on sobie normalnie bezczelnie od dwóch dni w roboczych wisi!

Ostatnio robiłam małe porządki w moich różnych papierach i notatkach i natknęłam się na luźne pomysły na posty do serii "Filmowy zakątek". Serii, z której pierwszy post ukazał się we wrześniu zeszłego roku, a drugiego posta ciągle nie było :> Brawo ja!



W tej odsłonie chciałam Wam przedstawić pięć moich najlepszych sitcomów amerykańskich. Brytyjski humor jakoś nie za bardzo mi leży, a polskie sitcomy nie dorastają tym amerykańskim do pięt (takie jest moje zdanie). Wszystkie te komediowe seriale mają po kilka sezonów, więc jeśli jeszcze ich nie oglądałyście to mogą stać się świetnym wypełniaczem wolnych chwil na dość długi czas :) Ułożyłam je w kolejności od tego najulubieńszego, ale generalnie bardzo lubię je wszystkie i chętnie do nich wracam. Bardzo często oglądam losowy odcinek, albo kilka, a czasem powtarzam cały sezon - nie ma reguły :) Po kliknięciu w tytuł przeniesiecie się do strony serialu na filmwebie.



Przygoda z "Przyjaciółmi" trwała dziesięć lat i właśnie tyle sezonów liczy serial opowiadający o losach szóstki mieszkających i pracujących w Nowym Jorku przyjaciół. Rachel, Monica, Phoebe, Chandler, Ross i Joey głównie nas rozbawiają, ale często też wzruszają czy złoszczą :) Przez te 10 sezonów grupka dwudziestolatków dorasta, dojrzewa, zmienia się, ale i tak nie zatracają swoich charakterystycznych cech, za które pokochały ich miliony. Rachel poznajemy jako rozpieszczoną, nieco próżną, córeczkę tatusia; Monica jest pedantyczna i uwielbia być we wszystkim najlepsza; Phoebe jest postrzelonym wolnym ptakiem; Chandler próbuje uchodzić za dowcipnisia; Ross wydaje się dość poukładanym i spokojnym naukowcem, a Joey jest średnio rozgarniętym (za to bardzo przystojnym) podrywaczem. Moją ulubioną postacią jest właśnie Joey - słodziak którego nie da się nie pokochać :) Do tego serialu wracam chyba najczęściej, aż trudno uwierzyć że ostatni klaps na planie serialu padł czternaście lat temu! To jeden z niewielu seriali, o których nigdy nie pomyślałam że staje się nudny i naciągany.


Ten serial zaczęłam oglądać z polecenia przyjaciółki, która powiedziała, że to "coś w stylu nowych Przyjaciół". Taka rekomendacja była dla mnie wystarczająca i się wciągnęłam ☺ Serial opowiada o piątce przyjaciół, a całą historię poznajemy z perspektywy jednego z nich - Teda, który opowiada swoim dzieciom historię o tym jak poznał ich matkę. Robi to dość długo, bo serial ma 9 sezonów i - podobnie jak Przyjaciele - już się zakończył (jest sporo do oglądania). Ted, Marshall, Barney, Lily i Robin to pięć zupełnie różnych, a jednak doskonale się uzupełniających charakterów, co sprawia że oglądanie każdego odcina jest wielką przyjemnością. Wątek niemalże mitycznej Matki jest tam oczywiście gdzieś w tle, ale ja często o niej zapominałam skupiając się na przygodach całej piątki. Dla mnie niewątpliwie gwiazdą serialu jest Barney Stinson - uroczy, nieco próżny podrywacz ze swoim słynnym hasłem: "It,s gonna be LEGEN wait for it DARY! Legendary!". Kto by pomyślał że z Doogiego Howsera wyrośnie takie ciacho?



Do tego serialu przymierzałam się bardzo długo, polecało mi go kilka osób, a ja ciągle nie mogłam się przemóc i zacząć. Pewnego niepięknego dnia podczas choroby stwierdziłam: "raz kozie śmierć". I tak sobie oglądam od 9 sezonów, a serial ciągle trwa :) Cała historia rozpoczyna się w momencie gdy do mieszkania obok dwóch naukowców (Leonarda i Sheldona) wprowadza się piękna blondynka, która marzy o zrobieniu kariery w Hollywood :) Fizycy, którzy są nad wyraz inteligentni, wręcz genialni i robią karierę naukową, zupełnie nie radzą sobie w "zwyczajnym" świecie. Z biegiem czasu ich sąsiedzkie relacje się zacieśniają, poznajemy też pozostałych "geeków" - Raja i Howarda, a jeszcze później dwie kolejne dziewczyny dla równowagi - Bernadette i Amy. Moim ulubionym charakterem z całej grupy jest Sheldon Cooper - najbardziej inteligentny z całej grupy, wywyższający się, mający nerwicę natręctw. Cytując Wikipedię: "Jest osobą z cechami zespołu Aspergera, z licznymi kompulsjami i obsesjami oraz niskim poziomem inteligencji emocjonalnej. Jest przesadnie szczery w swoich opiniach. Ma specyficzne poczucie humoru, większość dowcipów kończy słowem Bazinga!". Sheldon jest na tyle specyficzną postacią, że albo się go kocha albo nienawidzi, ale na pewno jest zauważalny :) A Wy kochacie Sheldona czy nienawidzicie?



Serial opowiada o grupie nastolatków, którzy - jak wskazuje na to tytuł - dorastają w latach siedemdziesiątych. Paczkę tworzą dość poukładany, kreujący się na luzaka Eric Forman; jego dziewczyna Donna Pinciotti - inteligentna, która z reguły wie czego chce; zbuntowany, wietrzący wszędzie rządowy spisek Steven Hyde; rozpuszczona, bogata, egoistyczna, ładna i nieco głupiutka Jackie Burkhart; mało rozgarnięty i uważający się się za superprzystojnego samca Michael Kelso oraz uczeń z wymiany międzynarodowej, nieco dziwaczny, ale sympatyczny Fes. Ten ostatni stał się chyba  moim ulubieńcem - może przez swój zabawny akcent? Większość scen ma miejsce w piwnicy Erica, do której w zasadzie każdy wchodzi jak do siebie :) To jest też chyba pierwszy serial komediowy, który ma tak świetne postaci drugoplanowe - głównie rodziców Erica i ojca Donny. Serial liczy 8 sezonów i więcej nie będzie - emisja zakończyła się dziesięć lat temu.



Piąty do kompletu, choć jego akurat nie oglądałam aż tak chętnie jak pozostałych. Jest w piątce moich ulubionych chyba między innymi za to, że uważam go za pewnego rodzaju fenomen. Czytałyście książkę Candance Bushnell, na której podstawie powstał serial? Jeśli tak to wiecie już chyba dlaczego ten serial jest fenomenem. Książka jest kiepska. Nudna. Ciągnie się jak flaki z olejem. Nie ma w niej tej lekkości jaka jest w serialu, męczyłam się bardzo czytając, a naprawdę lubię czytać. A serial? Opowiada o perypetiach czterech pięknych, niezależnych kobiet; główną bohaterką i jednocześnie narratorką jest Carrie - pisarka i felietonistka, kochająca buty i Pana Biga (nie rozumiem dlaczego wybrała jego a nie Aidana). Oprócz niej jest jeszcze nieco infantylna znawczyni sztuki Charlotte, prawniczka Miranda i najbardziej otwarta i rozwiązła z całej czwórki Samanta, kobieta sukcesu, bizneswoman.

Znacie te seriale? Możecie mi polecić jakiś inny wart obejrzenia sitcom?

niedziela, 8 maja 2016

Mania chomikowania #8


Poprzednia Mania chomikowania była moim triumfem nad kosmetycznymi zapasami, udało mi się prawie we wszystkich kategoriach :) Przygotowując tego posta byłam pełna niepokoju, bo przecież jakieś tam zakupy się pojawiły, do tego boxy... Czy poległam zupełnie? Zaraz się dowiecie :) Małe zdjęcia to stan zapasów z lutego.

CIAŁO
1 - żele pod prysznic


Moim planem w tej kategorii było zawsze zejście do max pięciu żeli. I co? Niedługo to się ziści! Brzoskwiniowy żel z YR powoli dobija dna, kończy się też żel z Oriflame. Wtedy będę miała już tylko cztery i będę mogła pomyśleć o kupnie czegoś nowego :) Razem mam 1.800 ml, a więc mniej niż ostatnio.

2 - żele peelingujące i peelingi


Tutaj moje zapasy się zwiększyły, razem mam 450 ml peelingów. Ale nadal uważam, że nie ma dramatu, większość z tych peelingów to maluszki na kilka użyć :)

3 - balsamy do ciała


Teoretycznie z zestawienia zniknęły dwa produkty (Harmonique i AA), ale tylko jeden z nich zużyłam. Drugi się przeterminował skubany kilka miesięcy temu (nie cierpię jak data ważności jest zakodowana, bo mam wtedy nad tym mniejszą kontrolę). Razem mam 1.250 ml, czyli mniej niż ostatnio.

4 - mydła


Tutaj moje zapasy też się zmniejszyły, razem mam 735 ml. Carex stoi na umywalce i chyba w maju sięgnie dna, a pod prysznicem mam mydło Stenders (dlatego na zdjęciu widzicie tylko kartonik☺).

5 - olejki


W tej kategorii zdecydowanie muszę się zmobilizować - zapasy bez zmian, ciągle 285 ml. Myślałam że Mokosh zostawię sobie do świąt z uwagi na zapach, ale okazuje się że termin jego ważności to 8/2016, więc trzeba się za niego zabrać. Muszę też wrócić do maseczek z glinki i zużyć do końca olej awokado z Delawell.

6- dezodoranty, antyperspiranty


Tutaj też bez zmian - 110 ml, ale w związku z nadchodzącymi coraz cieplejszymi dniami muszę kupić coś lepszego niż Oriflame, bo on nie da rady. Blokera z Ziai używam mniej więcej raz w tygodniu.

WŁOSY
7 - szampony


No i tu - jak widać - popłynęłam :P Łącznie mam 1.350 ml, a więc zdecydowanie więcej niż ostatnio. W zasadzie Bio IQ mogłabym wrzucić do żeli pod prysznic, ale szkoda mi go zużyć w ten sposób, zwłaszcza że na moich włosach spisał się całkiem fajnie (i to bez odżywki).

8 - stylizacja i pielęgnacja


Kolejna kategoria, w której moje zapasy się zwiększyły, razem mam 1.130 ml różnych kosmetyków. To się wkrótce zmieni, bo maska z Floresanu (całkiem fajna, dzięki Sisi!) wyląduje pewnie w majowym denku.

TWARZ
9 - kremy do twarzy


Sama w to nie wierzę! Myślałam, że w tej kategorii zawsze będę miała nadmiar, ale jednak widać światełko w tunelu. Razem mam 238 ml, a więc mniej niż ostatnio. Używam teraz kremu z Oillan (lubimy się średnio), kolejny będzie chyba Bandi :)

10 - maski, maseczki


Tu już nie jest tak różowo... Zapasy się zdecydowanie zwiększyły, razem mam 790 ml różnych maseczek. Liczę na to, że w maju w denku wyląduje maseczka oliwkowa z Avonu i może maska algowa z Nacomi.

11 - serum i inne upiększacze


Tu w zasadzie bez zmian - ciągle 118 ml. Ale jak widać - Bielenda dobija dna (niedługo recenzja), muszę zużyć też serum z Dermiki bo data ważności goni! A kolejny będzie koktajl z Bandi :)

12 - demakijaż


Ogromną butlę Vis Plantis dostałam od Terii, razem mam 600 ml kosmetyków do demakijażu, a więc mniej niż ostatnio :) W najbliższych dniach będę testowała demakijaż olejkiem z Bandi :)

13 - peelingi


Bez zmian - 75 ml, ciągle jeden i ten sam peeling. Ostatnio rzadziej go stosowałam, bo zaczęłam używać do mycia twarzy gąbeczkę Konjac, która też delikatnie wygładza twarz.

14 - oczyszczanie i tonizowanie


Zużyłam tonik z Ziai, teraz używam wszystkich kosmetyków Sylveco :) Żel tymiankowy skończy się chyba jeszcze w maju i wtedy zacznę piankę z Bandi. Razem mam 852 ml różnych produktów, a to mniej niż ostatnio.

15 - kremy pod oczy


Ilościowo bez zmian - 30 ml, zmieniła się tylko konfiguracja :) Zaczęłam używać kremu Vianek, ale jak w Joyboxie przyszedł krem Oeparol to okazało się że jest ważny tylko do sierpnia, więc to on pójdzie najpierw w ruch.

16 - pielęgnacja ust


Eveline w pracy, Bebe w torebce, BeBeauty i Syveco w domu pod ręką - Sylveco dobija dna i muszę kupić nową. Razem mam 85,7 g kosmetyków do ust, a to więcej niż ostatnio.

DŁONIE
17 - pielęgnacja dłoni


Razem mam 225 ml kremów, czyli więcej niż poprzednio, ale i tak uważam że nie ma powodów do niepokoju. Krem z AA poleciał do pracy, bo szybko się wchłania, a Oriflame stoi przy laptopie. Peeliengu z Avonu używam jak mi się przypomni :)

STOPY
18 - pielęgnacja stóp


Zapasy kosmetyków do stóp są na tym samym poziomie co poprzednio, mam 275 ml kosmetyków. I sztyft - on akurat niedługo pójdzie w ruch; zaczyna się robić ciepło więc będę nosić buty na gołe stopy - wtedy sztyft się przyda.

KOLORÓWKA
19 - tusze do rzęs


Używam nadal maskar z Max Factor i MAC, ale obie wylądują w majowym denku (zapowiada się, że będzie dość spore). Razem mam 6 szt., czyli więcej niż ostatnio, ale jestem z siebie dumna, że udało mi się powstrzymać na rossmannowskiej promocji i nie kupiłam nic nowego :)

20 - podkłady


Zapasy bez zmian, mam 180 ml i uważam, że to ciągle trochę za dużo :) Skin79 niedługo się skończy, w użyciu jest jeszcze Astor, Holika Holika i Delia, a Paese czeka na swoją kolej.

W lutym w zapasach miałam 10.333,7 ml różnych kosmetyków i 5 maskar. Jak wypadło majowe wiosenne podsumowanie? 10.578,7 ml kosmetyków i 6 maskar - zapasy się niestety zwiększyły :( Popłynęłam głównie na kategorii włosowej i na maseczkach do twarzy (ehhh, nigdy się na nauczę:P). 
 
W ostatnim podsumowaniu pisałam, że nie kupię żadnych produktów twarzowych. I co? I nie wyszło :) Mam nauczkę, muszę być bardziej konsekwentna. Mam nadzieję, że kolejne podsumowanie (pewnie wakacyjne) będzie bardziej zielone niż to :) W tym podsumowaniu nie pokazałam płynu do higieny intymnej, bo w tej kategorii zapasów nie robię, nie było też odżywek do paznokci, bo od kiedy robię hybrydy ta kategoria się nie zmieniała. 
 
PODSUMOWANIE:
Absolutny zakaz kupowania: produktów twarzowych (kremów, maseczek, żeli do mycia, toników), produktów włosowych, tuszy do rzęs, balsamów do ciała, podkładów
Raczej wstrzymać się z kupowaniem: produktami do demakijażu, pomadkami ochronnymi
Chciałabym kupić: peeling do twarzy
Muszę kupić: pomadkę Sylveco, mydło w płynie, antyperspirant

A Wy macie duże zapasy? A może nie wiecie co to chomikowanie?

czwartek, 5 maja 2016

Denko kwietniowe w wersji mikro i kwietniowe nowości

Do tej pory posty denkowe i te z nowościami robiłam oddzielnie. Cóż więc takiego się stało, że tym razem jest inaczej? Powód jest bardzo prozaiczny - tak malutkiego denka nie miałam jeszcze chyba nigdy, a już na pewno nie za czasów prowadzenia bloga. Z nowościami w kwietniu też nie zaszalałam, dlatego stwierdziłam że nie ma sensu rozbijać tego na osobne posty :) A więc przechodzimy do rzeczy:

DENKO


W denku tradycyjnie znalazły się zarówno produkty które kupię i chętnie do nich wrócę, takie których nie kupię z różnych względów oraz takie co do których nie jestem do końca zdecydowana.


1 - NACOMI - naturalny peeling cukrowy
O tym cudnie pachnącym kosmetyku pisałam Wam całkiem niedawno - tutaj. Mocny zdzierak, do tego moc dobroczynnych olejków. Pewnie nie każdemu będzie odpowiadać tłusta warstwa, którą po sobie zostawia, ale mi to nie przeszkadza.

2 - GARNIER - płyn micelarny
Jak do tej pory mój ulubiony micel, zwłaszcza uwzględniając relację skuteczności do ceny :) Jego recenzję znajdziecie w tym poście. Z pewnością jeszcze nie raz pojawi się moich zbiorach.


3 - CETTUA - plastry oczyszczające
Są naprawdę skuteczne, choć wszystkich wągrów za ich pomocą nie udało mi się usunąć. Używałam ich na nos i na brodę, bo tam u mnie zaskórników jest najwięcej. W Hebe znalazłam więcej rodzajów tych plastrów, ale tylko te zawierały łącznie 12 sztuk, a kształt tych "do twarzy" pozwala na używanie ich również na brodzie czy nosie.

4 - BIELENDA - krem do depilacji
Zerowa skuteczność. Nie usunął mi ani jednego włoska, a przecież te pod nosem nie są jakoś wybitnie mocne i twarde. Próbowałam też przedłużyć czas trzymania ponad to co jest wskazane w ulotce, ale to też nie pomogło.


5 - BIOLUXE - krem nawilżający do twarzy z aloesem
Taki sobie zwykły przeciętniak. A nawet trochę poniżej przeciętnej, bo jak dla mnie nawilżenie jakie dawał było niewystarczające. Pachniał delikatnie, dość szybko się wchłaniał, ale nic poza tym.

6 - ASTOR - podkład Perfect Stay
Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, choć te gorsze wynikały chyba raczej ze słabszego nawilżenia skóry. Generalnie podkład był w porządku, miał średnie krycie (dla mnie wystarczające), na twarzy zostawał przez około 7-8 h bez większych uszczerbków, więc też całkiem nieźle.

NOWOŚCI

Tak, tak, to było już całe moje denko, nic nie ukryłam :) A jeśli chodzi o nowości, to nie zrobiłam w kwietniu żadnych tradycyjnych zakupów! Przywędrowała do mnie jedynie przesyłka w ramach akcji "Zimowa paczka" i zamówiony Joybox.


O przesyłce od Terii szczegółowo możecie przeczytać w tym poście.


A dokładną zawartość Joyboxa sprawdzicie tutaj.

I co, skromnie, prawda? Nie warto było robić dwóch postów :) A jak Wasze kwietniowe denka? I nowości?

wtorek, 3 maja 2016

NACOMI - naturalny peeling cukrowy (pomarańcza)

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam pomarańcze i ich zapach. Nieważne czy to zapach świeżo przekrojonej pomarańczy, czy sok pomarańczowy, czy kosmetyk (choć w przypadku tych ostatnich zapach potrafi być czasem chemiczny). Pomarańcze nieodmiennie kojarzą mi się ze świętami Bożego Narodzenia i wtedy smakują i pachną dla mnie najlepiej. Wiecie, ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które egzotyczne owoce (a uwierzcie, że pomarańcze za taki kiedyś uchodziły!) miało tylko od święta, dopiero z biegiem czasu to wszystko stało się łatwiej dostępne i nieco spowszedniało. Ale właśnie z uwagi na pomarańczowy zapach znalezienie w grudniowym Chillboxie peelingu z Nacomi bardzo mnie ucieszyło :)



Silne działanie antycellulitowe, stymulacja procesów oczyszczających organizm z toksyn i pobudzający aromat świeżych pomarańczy – doskonałe połączenie aktywnych składników dla kobiet dbających o jędrną i smukłą sylwetkę. Peeling pomarańczowy Nacomi jest produktem w 100% naturalnym. Kosmetyk na bazie naturalnego masła Shea jest przeznaczony do pielęgnacji całego ciała. Szczególnie polecany jest on dla kobiet walczących z cellulitem oraz skórą która utraciła dawną jędrność. Peeling Nacomi nie zawiera sztucznych konserwantów ani parabenów, dlatego może być stosowany przez osoby ze skłonnością do podrażnień.



Kosmetyki Nacomi możemy kupić w sklepie internetowym producenta. Poza tym znajdziemy je w wielu drogeriach stacjonarnych (na pewno w Hebe i Dayli) i internetowych. Te peeling (i inne również) dostępny jest w dwóch pojemnościach, mój ma 100 ml i kosztuje około 17 zł, można kupić też większy - 200 ml za około 32 zł.

Niewielki plastikowy przezroczysty słoiczek z białą nakrętką. Posiada dodatkowe plastikowe wieczko zabezpieczające w środku. Jest wygodny - bez problemu wydobędziemy kosmetyk do ostatniej drobinki cukru. Naklejki z opakowania nie odchodzą, wyglądają ciągle estetycznie mimo że mój peeling stoi zawsze pod prysznicem.


Konsystencja wydaje się dość zbita, ale pod wpływem ciepła skóry łatwo się roztapia - wtedy widać jak bardzo peeling jest nasycony olejkami. Drobinki cukru są średniej wielkości, ale mimo to stanowią całkiem solidny zdzierak, zwłaszcza jeśli używamy peelingu na sucho. Jeśli chodzi zaś o zapach to jest boski! Zero chemii, pachnie jak świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy.


Lubię peelingi. A spośród wszystkich dostępnych peelingów wolę te mocne. Peeling Nacomi jest naprawdę solidnym zdzierakiem, więc jeśli nie lubicie jak peeling ma taką moc to nie radzę go stosować na sucho :) Na mokro również jest dość mocny, ale już nie tak bardzo; poza tym pod wpływem wody drobinki szybciej się rozpuszczają i peeling trwa krócej niż na sucho.


Skóra po użyciu tego peelingu jest gładka, miękka i natłuszczona. Przypuszczam że tłusta warstewka (dość mocno tłusta) nie wszystkim przypadnie do gustu - mi akurat to nie przeszkadza za bardzo. Rady na to są dwie - albo umyjemy się po peelingu (żel powinien zmyć większość olejków) albo porządnie wytrzemy się później ręcznikiem. Ja wybieram tą drugą opcję, bo żal mi zmywać z siebie ten cudny zapach. Dodatkowo dzięki tym wszystkim olejkom nie ma potrzeby używania po kąpieli żadnych maseł czy balsamów, skóra ma wystarczająco dużo dobroci z peelingu. Zapach pozostaje na skórze jeszcze przez jakiś czas, ale niezbyt długo, w łazience również jeszcze przez chwilę jest wyczuwalny :) Działania antycellulitowego nie zauważyłam, ale to trudno stwierdzić po tak niewielkiej ilości - opakowanie 100 ml wystarczyło mi na jakieś 4 razy.

Na stronie Nacomi widziałam że jest też peeling truskawkowy i peeling z kawą - oba mnie bardzo kuszą i pewnie w końcu się na nie zdecyduję :)

A Wy lubicie pomarańcze? I solidne zdzieraki?