Zacznę od małej dygresji. Weszłam dzisiaj w bloggerze na listę obserwowanych blogów, żeby dodać do niej kolejny (nie było na nim gadżetu obserwatorzy). I co się okazało? Że masę blogów, które obserwuję podglądam anonimowo! Zdziwiło mnie to bardzo, bo zawsze jak zaczynam obserwować bloga, to robię to publicznie i nie mam pojęcia, dlaczego część blogów miałam zaobserwowanych anonimowo... Czy u Was też coś takiego się porobiło? A może nie zwracacie na to uwagi? :)
A teraz już do rzeczy :) Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie to pewnie wiecie już, że w końcu wypróbowałam maseczki w płachcie z grudniowego Joyboxa. Co o nich sądzę? Zapraszam do dalszego czytania :)
Zestaw tych trzech masek trafił do mnie w grudniowym Joyboxie. Producent pisze o nich: "Nowość od Garnier inspirowana azjatyckimi trendami. Widoczne efekty już po 15 minutach. Nie wymaga spłukiwania". Ja maski w płacie bardzo lubię, a jak się okazało, że każda z tych trzech ma głównie silnie nawilżać to już w ogóle byłam wniebowzięta. Maska różowa to super nawilżenie i ukojenie; maska niebieska to super nawilżenie i wygładzenie, a maska zielona to super nawilżenie i oczyszczenie.
Kosmetyki Garnier znajdziemy bez problemu w większości drogerii, zarówno sieciówek, jak i tych mniejszych. Maski są oczywiście jednorazowe, a za każdą z nich zapłacimy w granicach 8-10 zł.
Najpierw kilka ogólnych informacji - maski są dobrze nasączone i całkiem nieźle skrojone. Bezproblemowo układały się na twarzy, dobrze przylegały, nie spadały. Bawełna nie jest za cienka, dodatkowo maska przyklejona jest w opakowaniu do takiej niebieskiej warstwy ochronnej, która teoretycznie chyba ma ułatwić nakładanie, ale mi osobiście trochę przeszkadzała (zapomniałam zrobić zdjęcia). Oczywiście ją się ściąga, a na twarzy zostaje sama bawełniana płachta. Wszystkie maseczki miały delikatny, całkiem przyjemny zapach. Nie pachniały niczym konkretnym, taki kosmetyczny "czysty" zapach, ale też chyba nikomu nie będzie to przeszkadzać :) Raczej nie macie możliwości oglądania na blogu mojej facjaty, czasem się zdarzają jakieś fragmenty, ale proszę bardzo - macie tu zamaskowaną mnie z Instagrama :)
Najbardziej kręciła mnie maska niebieska - wiecie, to "Aqua Bomb" dla mojej suchej skóry powinno być czymś wspaniałym :) Zresztą dedykowana jest do skóry odwodnionej. Nałożyłam maskę na około 15-20 minut jak sugeruje producent, później wklepałam w skórę jeszcze resztki serum, które zostały w opakowaniu (niewiele, ale zawsze coś). Skóra pozostała lekko klejąca, nie zauważyłam żadnych efektów. A nawilżenie, na które tak bardzo liczyłam? Było kiepskie, bardzo kiepskie :( Po około pół godzinie musiałam nałożyć krem nawilżający, bo uczucie ściągniętej skóry doprowadzało mnie do szału.
Nieco zniechęcona po kilku dniach sięgnęłam po maskę różową. Nie lubię różu, więc moja niechęć się jeszcze wzmogła :P Wybrałam ją, bo na mojej twarzy pojawiło się kilka wyprysków (żaden kosmetyk nie był za to odpowiedzialny, po prostu miałam okres, więc hormony robiły swoje), a producent obiecywał po zastosowaniu tej maski nawilżenie, ukojenie i gładką skórę. I co się okazało? Rzeczywiście, skóra była nawilżona, nie musiałam już używać później kremu. Z tym ukojeniem to bym może nie przesadzała, ale twarz była miła i gładka w dotyku, mam też wrażenie że delikatnie rozjaśniona. Warstwa którą zostawił płyn pozostały w opakowaniu nie była tak lepka, jak przy maseczce niebieskiej, ale też była lekko wyczuwalna.
Ostatnia maseczka, zielona, okazała się lepsza od niebieskiej, ale nieco gorsza od różowej :) Głównie pod kątem nawilżenia. Nie odczuwałam co prawda takiego ściągnięcia skóry jak po masce niebieskiej, ale z drugiej strony przed pójściem spać musiałam jeszcze nałożyć krem nawilżający. Skóra była przyjemnie gładka i odświeżona, ale też nie zauważyłam żadnych innych efektów.
Jak się udała Garnierowi inspiracja azjatyckimi kosmetykami? Średnio. Nie jest źle, w zasadzie to z różowej maseczki byłam nawet zadowolona, ale miałam już inne, które zachwycały mnie swoim działaniem. Tu było po prostu nieźle. Rozczarowałam się maską niebieską, z której przynajmniej teoretycznie powinnam być najbardziej zadowolona. Czy warto je wypróbować? Są tańsze od wielu azjatyckich masek, ale w podobnej cenie też można znaleźć coś azjatyckiego i dużo fajniejszego, więc tę decyzję pozostawiam Wam. Na pewno na plus przemawia też ich dostępność, poza tym oczywiście u każdej z nas mogą się spisać różnie :)
A Wy miałyście okazję używać tych maseczek? Jak się u Was sprawdziły? Jakie są Wasze ulubione maski w płachcie?
jakoś się nigdy z Garnierem nie lubiliśmy i chyba tak zostanie :D
OdpowiedzUsuńU mnie jest różnie, np. różowy micel uwielbiam!
UsuńSkłady jakie słabe ;/
OdpowiedzUsuńJa szczerze mówiąc nie przywiązuję do tego aż tak dużej wagi, zresztą te dostałam w Joyboxie.
UsuńNigdy chyba nie trafiłam na kosmetyk Garniera, który skradłby moje serce. Ale fakt - maseczka twarzowa:)
OdpowiedzUsuńMoje serce skradł różowy micel! Miałam inne równie skuteczne, ale wtedy Garnier wygrywa ceną :)
UsuńA jak Twoja gula?
miałam wersję nawilżającą, kompletnie nic nie zrobiła, moim zdaniem marna kopia azjatyckiej pielęgnacji
OdpowiedzUsuńOne wszystkie są nawilżające :) Ale przypuszczam że chodzi Ci o niebieską; rzeczywiście kiepska :(
UsuńNiebieska to tragedia, też czułam ściągnięcie :P
OdpowiedzUsuńCzyli to nie tylko moje wrażenie :)
UsuńMam niebieską.. i aż boję się jej użyć :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u Ciebie spisze się lepiej :)
UsuńJa z tych trzech masek z Joyboxa zużywam na razie dwie-niebieską i różową, w takiej samej kolejności co Ty. Wklepałam resztki z niebieskiej na twarz, ale tak przeszkadzało mi uczucie ściągania, że potem przemyłam twarz wodą i tonikiem... z różowej już nie wmasowywałam resztek... nawilżenia po żadnej nie zauważyłam :( może zielona się lepiej spisze... zobaczymy w weekend, bo wtedy planuję ją nałożyć na buzię.
OdpowiedzUsuńU mnie po różowej było całkiem nieźle. Mam nadzieję że u Ciebie chociaż zielona zda egzamin :)
UsuńJa nie miałam problemu z obserwowaniem anonimowym, ale:
OdpowiedzUsuń1. zniknęło mi kilka blogów, które śledziłam i gdyby nie fakt, że kojarzę dziewczyny po nicku i pomyślałam "hmmmm, czemu tak długo nic nie pisały?", to bym się nawet nie zorientowała - wpisy bieżące oczywiście były, ale blogów w subskrypcjach już nie było (a na pewno ich nie usuwałam!)
2. nie wyświetlały mi się wpisy osób, które dokonały zmiany domeny - ba, u niektórych w żaden sposób nie mogę ich już dodać! Niby podaję adres, niby są na liście czytelniczej, ale na podgląd nowych wpisów nie ma szans :/
Maseczki zupełnie mnie nie ciekawiły, całe szczęście :)
Maseczkami nie zawracaj sobie głowy, istnieją lepsze :)
UsuńU mnie nie widać informacjach o nowych postach osób które mają blogi na wordpress i tak jest już od dość dawna, choć wiem że kiedyś mi się pokazywały.
U mnie też dziwy z obserwowaniem. Zawsze obserwowałam jako Sayaka, z konta bloggerowego, a ostatnio wyskakuje mi tylko możliwość z nazwą konta Google... Nie ogarniam tego :(
OdpowiedzUsuńA masek Garniera nie używałam... chyba nigdy. I jakoś niespecjalnie mnie kuszą.
Ja dodaję już tylko przez listę obserwowanych blogów. Wydaje mi się że jak robię to przez gadżet Obserwatorzy to się dzieją takie cuda :)
UsuńZ początku mnie kusiły ale jakoś wolę sama takie robić, wystarczy suchą skompresowana kupić (ok5zl/12szt) troszkę weny twórczej i mamy świetną maskę :)
OdpowiedzUsuńTakie też robię, kupuję 100 szt. za około 20 zł na Aliexpress :)
UsuńWidziałam te maski w wielu drogeriach, ale nie kuszą mnie na tyle, żebym miała je zaraz kupować. Też słyszałam, że niebieska jest najlepsza, a tu zupełnie inne ustawienie miejsc na podium :) Jeśli będę miała nieco bardziej podrażnioną skórę - może sięgnę po różową :)
OdpowiedzUsuńU różnych osób mogą się różnie sprawdzać, więc może są i takie dla których niebieska była świetna :)
UsuńNie miałam azjatyckich maseczek, więc nie miałabym porównania :)
OdpowiedzUsuńWśród azjatyckich też zdarzają się lepsze i gorsze, normalna sprawa :)
UsuńŚrednio poczułam tę inspirację ;)
OdpowiedzUsuńJakby co to będę pamiętać o różowej :D
Tak, pamiętaj jakby co :)
UsuńMiałam te maski i u mnie było odwrotnie - najlepiej sprawdziła się niebieska, a najsłabiej różowa ;-) Ściągnięcia skóry nie czułam, ale ja akurat od dłuższego czasu nie mam w tej kwestii jakichś specjalnych problemów ;-)
OdpowiedzUsuńWiadomo, każda cera jest inna :)
Usuń