Miałam dzisiaj paskudny dzień w pracy, do tego ogólnie jakoś nieszczególnie się czuję :( Ale zajrzałam sobie na bloga, a tam niespodzianka - jest Was już u mnie równe 400! Dziękuję :) Nie zamierzam Was katować przydługimi wstępami, więc przechodzę od razu do meritum, jak widać dzisiaj rozliczam się z lutowymi pustakami.
W denku tradycyjnie znalazły się zarówno produkty które kupię i chętnie do nich wrócę, takie których nie kupię z różnych względów oraz takie co do których nie jestem do końca zdecydowana z różnych względów.
1 - BE ORGANIC - mleczko do demakijażu
Miałam cichą nadzieję, że to będzie mleczko, które przekona mnie do kosmetyków tego typu, ale niestety tak się nie stało. To co na pewno mogę zaliczyć na plus to przyjemny, lekko cytrusowy zapach i fakt, że nie szczypał w oczy i nie powodował zamglenia (a tak było wcześniej po wszystkich mleczkach, których używałam). Niestety nie radził sobie z demakijażem oczu (baza, cienie, kredka/eyeliner, tusz). Był delikatny, owszem, ale za to mało skuteczny. Ostatecznie używałam go do demakijażu twarzy, a do oczu wykorzystywałam coś innego. Szkoda, bo zapowiadało się nieźle. Ale za to jeśli nosicie tylko delikatny makijaż to jak najbardziej polecam!
2 - VIANEK - emulsja myjąca do twarzy
Delikatny zapach, taki mydlany. Nie pieniła się. Nie jestem przekonana do tego nawilżenia, na pewno emulsja pozostawiała na twarzy baaardzo delikatny film ochronny, ale z drugiej strony nie zauważyłam poprawy nawilżenia przy dłuższym jej stosowaniu. Za to na pewno nie wysuszała :) Nie bardzo nadaje się do usuwania pozostałości makijażu, ale byłam tego świadoma, bo konsultantka przy zakupach zwróciła mi na to uwagę. Emulsję używałam więc tylko rano i miałam duży problem żeby ją zużyć w zalecanym terminie (3 miesiące od otwarcia). Nie wiem czy do niej wrócę, zdecydowanie lepiej wspominam mleczko arnikowe Sylveco :)
3 - NACOMI - peeling do twarzy
Nie będę się zbytnio rozpisywać, zerknijcie do całkiem świeżutkiej jeszcze recenzji :) Peeling jest świetny, wypróbuję inne jego wersje, borówkową już kupiłam :)
4 - NAOBAY - nawilżający natleniający krem do twarzy
Delikatna konsystencja, taka aksamitna i bardzo przyjemny zapach to pierwsze co mi się nasuwa na wspomnienie o tym kremie :) Nawilżenie też było całkiem w porządku, do tego krem szybko się wchłaniał nie pozostawiając po sobie tłustej warstwy. Szkoda że jest taki drogi :(
5 - CHARMINE ROSE - krem NCBS z kwasami
Miał niezbyt przyjemny zapach, ale taki już chyba urok kremów z kwasem migdałowym :( Delikatnie rozjaśniał przebarwienia i w efekcie ujednolicał kolor skóry. Nie nawilżał, po max 30 minutach moja skóra prosiła się o krem nawilżający (tu świetnie się spisał opisany wyżej Naobay). Nie mogłam używać go rano, bo przede wszystkim zabrakłoby mi czasu, ale przede wszystkim krem zostawiał na skórze taką warstewkę, która się później rolowała i nie było opcji żeby nałożyć na niego podkład bez żadnych przeszkód.
6 - BYLY DEPIL - plasterki do depilacji
Plasterki do depilacji z wąsika używam najczęściej z Joanny, te kupiłam kiedyś bo były w promocji, nie znałam ich wcześniej. Okazało się, że są naprawdę świetne! Delikatnie pachną czekoladą, ale przede wszystkim skutecznie usuwają zbędne włoski :)
7 - BIOELIXIRE - maska do włosów
Niestety okazała się dla mnie porażką :( Owszem, włosy były po niej błyszczące, ale nie ułatwiała rozczesywania. Ale najważniejszym problemem było to, że powodowała u mnie powstawanie łupieżu :( Próbowałam kilku podejść, żeby sprawdzić czy to rzeczywiście ona ale każdorazowo po odstawieniu tylko tej maski i użyciu innej problem znikał. Tak więc - nie kupię więcej, nie ma opcji.
8 - VIANEK - peeling do ciała z pestkami malin
Cudnie pachnący zdzierak, o którym niedawno napisałam Wam parę słów, więc nie będę się powtarzać, tylko zapraszam na recenzję. I oczywiście polecam wypróbować! Ja na pewno kupię jeszcze inne peelingi Vianka :)
9, 10 - DERMO PHARMA - maski w płacie
Kupione za około 5 zł w Naturze. Obie były bardzo dobrze skrojone, trzymały się twarzy, nie spadały, były dobrze dopasowane. To co mnie zdziwiło to otwory na oczy nie były w formie dziurek, tylko nacięć, zostały takie klapki (zapomniałam zrobić zdjęcie). Absolutnie nie przeszkadzało to w używaniu! Maki były dobrze nasączone, ale w środku nie pozostał już żaden płyn. Zapach w obu przypadkach był delikatny, obie fajnie nawilżyły moją skórę, nie czułam potrzeby nakładania kremu. Bardziej (choć tylko trochę bardziej) spodobała mi się maseczka liftingująca, miałam wrażenie, jakby esencja którą była nasączona maseczka była bardziej treściwa, skóra była po niej bardziej napięta, gładka i elastyczna, taka odżywiona.
11 - maska w płacie
Zabijcie mnie, ale nie wiem co tu jest nazwą marki. Miracle Romance? Interendo, help! To właśnie maseczka od Patki, z paczki mikołajkowej :) Całkiem fajnie nawilżała, choć jakoś szczególnego wrażenia na mnie nie zrobiła. Aha, płat był biały, nie zmieniłam się w Czarodziejkę z Księżyca :)
12 - HOLIKA HOLIKA - maska w płacie
Kto mnie śledzi na Instagrami to widział :) Maska jest z dość grubej bawełny, nie trzeba się martwić że się podrze. Jest dobrze skrojona, przylega do skóry, również w okolicach nosa, co u mnie z maskami w płacie jest dość problematyczne. Bardzo mocno nasączona, poza tym sporo płynu zostaje jeszcze w opakowaniu, a ja wymyśliłam sobie na niego sposób :) Nie nakładam go później na twarz (bo tego płyny z maseczki jest wystarczająco dużo), tylko wlewam do malutkiego opakowania i dzień lub dwa później nasączam w tym płynie maseczkę w tabletce, czasem dodając jeszcze jakieś inne specyfiki :) Skóra po jej użyciu była nawilżona, ukojona, koloryt wyrównany. No i wrażenia przy zaglądaniu do lustra są niezapomniane :)
13, 14 - YANKEE CANDLE - wosk, świeca
Wosk Mandarin Cranberry - lekko słodkawy, lekko kwaskowy, lekko korzenny, bardzo mi się podobał, na pewno do niego wrócę, ale to dopiero w okresie jesienno zimowym. Podobnie jest z zapachem Festive Coctail - ten podobał mi się jeszcze bardziej, był taki bardziej rześki, kwaskowe nuty były wyraźniejsze, ale czuć też było lekko owocową słodycz. Ja miałam świeczkę, ale następnym razem na pewno zdecyduję się na wosk.
15, 16 - ARIL - odświeżacz powietrza
Odświeżacze z Biedronki, niestety w obu przypadkach nietrafione. Pierwszy zapach to Leśna Poziomka, bardzo mi się podobał, ale był tak delikatny, że w zasadzie niewyczuwalny w pomieszczeniu, nawet niewielkim. Za to Słodka Gruszka była bardzo wyczuwalna, ale tak intensywnie słodka, że nie mogłam jej znieść :(
I to by było na tyle, nie jest to powalająco duże denko, ale przecież powoli do celu :) nacie któryś z tych kosmetyków? A Wy co fajnego zużyłyście w lutym?
U mnie denko właśnie dzisiaj pojawił się na kanale, także zapraszam! ;)
OdpowiedzUsuńŻadnego kosmetyku/świecy/zapachu nie testowałam i nie miałam:) Ale na woski będę polować już niedługo :) Bo znudziły mi się moje zapachy ; p
Z zapachów polecam Ci zwłaszcza ten Festive Coctail :)
UsuńJa uwielbiam odświeżacze z Biedronki. Jednak mój ulubiony to jaśmin. Muszę przyznać, że poziomka i gruszka również się u mnie nie sprawdziły, ponieważ ja, tak jak Ty, w ogóle ich nie czułam. Jaśmin natomiast jest bardzo intensywny i dobrze wyczuwalny. Uwielbiam mocne zapachy do domu, dlatego do kominka również kupuję takie mocno pachnące woski. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńGruszka była właśnie mocno wyczuwalna, ale zbyt słodka jak dla mnie. Obawiam się, że jaśmin też by mi nie przypadł do gustu :(
UsuńNa peeling z Vianka muszę się skusić :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Ja na pewno wypróbuję inne wersje :)
UsuńSporo świetnych kosmetyków ☺
OdpowiedzUsuńKtóry z nich lubisz najbardziej?
UsuńZnam jedynie wosk mandarykowo-żurawinowy ;) też go polubiłam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze do niego wrócę :)
UsuńKurcze dla mnie malinowy peeling z Vianka strasznie śmierdział. DOstałam go jako gratis do zakupów i teraz się zastanawiam czy nie było z nim coś nietak, bo do zapachu malin wg mnie było mu baaardzo daleko.
OdpowiedzUsuńAle on wcale nie miał pachnieć malinami :) Zapach jest cynamonowy, korzenny, z lekko słodką owocową nutą. Mi się podobał :)
Usuńjestem zakochana w tym peelingu, używam go też czasem do dłoni a potem nakładam na nie silnie nawilżający krem i przeprowadzam kurację paznokci olejkami z semilaca :)
OdpowiedzUsuńW którym peelingu? Vianek czy Nacomi?
UsuńNo no. Sporo tych kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuńMoże zechciałabyś odwiedzić mój blog?
http://z-biegiem-zycia.blogspot.de
Bywało już więcej :
UsuńNie miałam niczego z Twoich zużyć :) Z Be Organic miałam serum pod oczy, było słabe. Z linii nawilżającej Vianka 3 produkty i mnie nie porwały. A z Byly używam czasami kremów do depilacji, jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńBe Organic mnie rozczarowało, zwłaszcza że jego cena to około 40 zł! Za to mogę mieć dwa opakowania różowego Garniera bez żadnej promocji.
UsuńVianka lubię, nie wszystko czego używałam mnie porwało, ale generalnie jest ok.
A na Byly w takim razie może jeszcze się skuszę na coś innego :)