Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

czwartek, 12 lipca 2018

Denko czerwcowe

Gdzie to lato ja się pytam! Cały tydzień pada, nic mi się przez to nie chce (no dobra, oglądam serial dla zabicia czasu ☺). Chciałabym pojechać gdzieś nad wodę, poopalać się trochę, zrelaksować na świeżym powietrzu... A tak to zostaje mi tylko balkon (zakładając, że deszcz nie zacina za bardzo). Pod ostatnim chomiczym postem sporo z Was pisało mi, że nie jest źle z moimi zapasami. Wiecie czego to zasługa? Zużywania, zużywania, zużywania!


W denku tradycyjnie znalazły się zarówno produkty które kupię i chętnie do nich wrócę, takie których nie kupię z różnych względów oraz takie co do których nie jestem do końca zdecydowana z różnych względów.


1 - CZTERY SZPAKI - mus do ciała
Pisałam Wam o nim niedawno, w tym poście. Generalnie nie przepadam za smarowidłami do ciała i póki co zdania nie zmieniłam. Ale za to muszę przyznać, że tego musu używałam z chęcią, choć zapach zdecydowanie lepiej spisze się w jesienno-zimowym okresie. Te z Was, które nie lubią tłustego filmu na skórze raczej nie będą z niego zadowolone.

2 - NACOMI - mus do ciała
To jeszcze większy tłuścioszek niż ten wyżej, więc weźcie to pod uwagę. Jeśli chodzi o właściwości, to odeślę Was również do tamtej recenzji. Pisałam w niej co prawda o ciasteczkowej wersji musu Nacomi, ale właściwości oba mają takie same. Mus malinowy pachnie... na pewno nie malinowo :) Jest słodko, dość przyjemnie, ale to bardziej klimat landrynkowy jak dla mnie.

3 - NACOMI - tęczowy scrub do ciała
A to taki ładnie wyglądający bajer :) Trzy kolorowe warstwy średniego zdzieraka. Średniego jeśli chodzi o moc, bo mimo tego był całkiem przyjemny w używaniu. Pachniał podobno arbuzem (tak było napisane na opakowaniu), ale mój nos znowu wyczuwał landrynki :) Nie pozostawiał po sobie tłustej warstwy, a skóra była nawilżona i natłuszczona na tyle, że nie trzeba było używać żadnego smarowidła.

 
4 - BALEA - żel pod prysznic
Marakuja i frezja - nie wiem jak w rzeczywistości pachnie marakuja, ale w wydaniu tego żelu jest... znów landrynkowo :) Nie wiem co się dzieje z moim zmysłem powonienia, ale nie potrafię tego porównać do czegoś innego :) Pienił się przyzwoicie, pachniał przyjemnie, nie wysuszał skóry - tego oczekuję od żeli pod prysznic.

5 - EVREE - krem do rąk
Używałam go głównie w pracy, choć szczerze mówiąc średnio zdawał tam egzamin. Dość wolno się wchłaniał i pozostawiał po sobie tłustą warstwę, co mi osobiście przeszkadzało. Do pracy wolę lżejsze kremy, po użyciu których mogę od razu wrócić do przerwanych czynności. Ale w sumie mógłby się dobrze sprawdzić np. jako maska na dłonie, nakładany na noc grubszą warstwą.

6 - REXONA - antyperspirant
Antyperspiranty Rexony kupuję chyba najczęściej. W największe upały co prawda u mnie nie zdaje egzaminu (zresztą żaden nie zdaje), ale ogólnie spisuje się naprawdę dobrze. Nie zostawia śladów na ubraniach i dość szybko się wchłania. Zastanawiam się, czy nie kupić sobie na lato Etiaxilu.


7 - JANTAR (FARMONA) - kuracja na gorąco
Zużyłam już niejedno opakowanie :) Moje włosy po zastosowaniu tej kuracji są miękkie, sypkie, wygładzone, dobrze się układają, łatwo rozczesują. Nie są przyklapnięte, ale też nie są sianowate, pięknie się błyszczą. Jedyne do czego mam zastrzeżenia to pojemności saszetek. Na moje włosy jedno opakowanie to już trochę za mało, zwłaszcza jeśli chodzi o główną saszetkę - kuracją olejową.

8 - ANWEN - maska do włosów
Spodziewałam się po niej cudów, ale ich nie dostałam. Nie mogę powiedzieć, że maska była kiepska, ale miałam już masek (tańszych), które na moich włosach robiły tyle samo. Tzn. ułatwiały rozczesywanie, włosy były miękkie i gładkie. Ta miała całkiem przyjemny, delikatnie cytrusowy aromat. Bałam się trochę tej glinki, myślałam że ciężko będzie się ją wypłukiwać z włosów, ale konsystencja maski zbliżona była do gęstego balsamu, nie przelewała się między palcami i nie spływała z włosów, ale z wypłukaniem jej nie było problemu.


9 - MANUFAKTURA NATURA - olej marchewkowy
Tłuściutki i bardzo pomarańczowy. Używałam go głównie na noc, bo wchłaniał się bardzo wolno i nawet jak nakładałam go rano w bardzo małej ilości, to i tak bywało to problematyczne jak śpieszyłam się do pracy. Wydaje mi się że poprawiał koloryt mojej skóry, ale chyba tylko wtedy jak miałam go na twarzy :) Myślałam, że ten efekt będzie jakiś bardziej długotrwały. Za to fantastycznie nawilżał mi skórę! Dzięki tej olejowej i tłustej formule nie czułam potrzeby nakładania na twarz żadnego kremu, skóra jeszcze rano korzystała z jego dobrodziejstwa - aż do umycia twarzy :)

10 - YVES ROCHER - płyn dwufazowy
To mój pierwszy płyn dwufazowy i jestem nim zachwycona! Bałam się że będzie strasznie tłusty, że będzie rozmazywał makijaż, że będzie podrażniał mi oczy... A tu skuteczność na szóstkę, tłustość do zniesienia (zwłaszcza, że później i tak używałam toniku albo innego kosmetyku), nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z jego zakupem, bo przecież opinie ma raczej pozytywne:)


11 - PUREDERM - płatki pod oczy
Całkiem przyjemne, zwłaszcza schłodzone w lodówce :) Spodziewałam się czegoś innego - myślałam, że to kawałki nasączonej tkaniny, ale okazało się że to jakby bawełniany płatek na żelowej maseczce. Mimo to nawilżały i całkiem przyjemnie odświeżały skórę pod oczami.

12 - JOANNA - plastry do depilacji
Lubię je, są skutecznie, nie podrażniają mojej skóry. Jak nie mam czasu iść do kosmetyczki to lubię mieć je pod ręką :)


13, 14 - SKIN79 - maski kibica
To przede wszystkim bardzo miłe, że Skin79 wypuściło coś specjalnie dla polskich kibiców :) Obie maski nawiązywały do naszych barw narodowych - żółta miała małe flagi na policzkach, a czerwona była po prostu biało-czerwona. Poza tymi nadrukami były to tradycyjne maski w płachcie. Były dobrze dopasowane, solidnie nasączone (w opakowaniu zostało jeszcze trochę esencji żeby ją jeszcze wmasować po zdjęciu maski). Czy zauważyłam jakieś efekty poza nawilżeniem? I ciekawym wyglądem? Chyba niespecjalnie. Ale sobie pokibicowałam :)

15, 16 - BENTON - próbki
Krem w pierwszej chwili wydawał się dość lekki, ale po nałożeniu na twarz okazał się całkiem treściwy. Łatwo się przy tym wchłaniał i całkiem nieźle nawilżał. O długotrwałych efektach nie ma co mówić po tych kilku użyciach, ale zapowiada się dość interesująco. Pianka oczyszczająca miała nieco mydlany, ale dość przyjemny zapach, swoje zadanie spełniała bardzo dobrze. Radziła też sobie z makijażem. Czytałam kilka opinii, że na dłuższą metę wysusza skórę, u mnie po tych kilku użyciach nie działo się nic złego.


17 - ELIZABETH ARDEN - Green Tea Cucumber
Jeden z moich ukochanych zapachów. Miałam już klasyczną wersję zielonej herbaty i też mi się podobała, ale nie na tyle żeby do niej wrócić. Ten zapach pierwszy raz poczułam w pracy, od koleżanki. Jak przeszła obok mnie, a za nią ta cudna mgiełka świeżego, lekkiego zapachu musiałam się wrócić i zapytać czym pachnie :) To jest już moja druga zużyta buteleczka. Co dziwne - ja nie wyczuwam tam zapachu ogórka, bardziej wyczuwalna jest dla mnie delikatna cytrusowa nuta. Szkoda tylko że nie jest zbyt trwały :( Kusi mnie też wersja z mandarynką.


18 - L'OREAL - korektor True Match
Średnie krycie, całkiem dobra trwałość. W zależności od dnia potrafił u mnie wyglądać pięknie tylko po to, by następnego dnia powłazić mi w zmarszczki. Ale generalnie spoko. Trochę ciemniał, ale nie na tyle, żeby się to rzucało w oczy.

19, 20, 21 - WYRZUTKI
Robiłam ostatnio porządki z moimi lakierami hybrydowymi i te trzy się nieco "zgluciły". Niewielki koszt - niewielka strata na szczęście :) Lakiery Bling pochodzą z Aliexpress, akurat te dwa to Cat Eye, choć na tym granatowym ciężko było uzyskać ten efekt. Niezależnie od tego oba mi się podobały, nosiłam je paznokciach po kilka razy i niewykluczone, że za jakiś czas do nich wrócę. Wygodne pędzelki, średnio gęsta konsystencja, dobre krycie. Lakier EzFlow dostałam od koleżanki, nawet nie googlowałam w sumie co to za firma. Myślałam że to będzie coś w stylu Gold Disco z Semilaca ale ten jest półtransparentny, więc używałam go raczej na jakiś kolor, żeby dodać mu złotego blasku.Miłości nie było, w sumie nawet nie wiem dlaczego.

No i to tyle :) Lipcowa torba też się już powoli zapełnia, za to jeśli chodzi o lipcowe zakupy to... nie kupiłam na razie nic! A jak Wam idzie zużywanie swoich zapasów? Znacie coś z moich pustaków?

13 komentarzy:

  1. Ta czerwona maska delikatnie łagodzi zaczerwienienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz! Ja nie miałam żadnych więc nawet o tym nie wiem :)

      Usuń
  2. Olej marchewksowy chciałabym poznać, nawet mimo długiego wchłaniania :P. Chciałam też maskę anwen, ale spotkałam już kilka opinii, że jest po prostu przeciętna i chyba sobie daruję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No maska jest taka właśnie... Spoko, ale bez szału.

      Usuń
  3. Powiem Ci, że ja latem wróciłam do tłustych smarowideł i chyba jestem z nich bardziej zadowolona teraz niż zimą. Jest cieplej, więc konsystencja jest mniej zbita, masła łatwiej się topią, łatwiej jest wziąć ich odpowiednią ilość, nie za dużą. A jak nie przesadzam z ilością, to się nawet jakoś wchłania, we mnie a nie w piżamę czy w pościel ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, coś w tym jest ;) Rzeczywiście w cieplejszym okresie konsystencja takich produktów jest bardziej znośna. Ja generalnie i tak nie lubię się smarować, ale co jakiś czas muszę ;)

      Usuń
  4. Znam żel z balea i w sumie miło wspominam ten zapach :) Krem evree też miałam, ale jakoś zimą i baaaardzo go lubiłam, wylądował nawet w którychś rocznych ulubieńcach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie zimą mógłby się sprawdzić lepiej, albo - tak jak pisałam - jako maska na noc :)

      Usuń
  5. Planuję kupić własnie tą kurację na gorąco z Jantar jak pozbędę się tego co mam narazie, a mam aż za dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta kuracja jest jednorazowa, więc możesz kupić, od razu zużyć i nic nie będzie Ci zalegać ;)

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. W miarę możliwości staram się odwiedzać Wasze blogi :)